Autor Wątek: O jeden dzień dłużej...  (Przeczytany 1834 razy)

tomaszowiak

  • Administrator
  • Nowy użytkownik
  • *****
  • Wiadomości: 38
    • Zobacz profil
O jeden dzień dłużej...
« dnia: Kwiecień 15, 2013, 20:46:25 »
9 maja dla tomaszowianina Mieczysława Lipowskiego to dzień szczególny. Ważniejszy niż inne święta narodowe. Jak sam mówi, szkoda że nie pije alkoholu, bo tego dnia z chęcią napiłby się jednego głębszego. W tym dniu powracają wspomnienia. Gdy 65 lat temu Polska była już od dawna wolna od wojsk hitlerowskich, on jeszcze był w niewoli na Helu. Rodzice od pół roku nie wierzyli, że żyje. Pogodzili się z jego śmiercią.
Pan Mieczysław urodził się 9 lipca 1927 roku w Tomaszowie. Tak jest w dokumentach. Rzeczywiście przyszedł na świat kilka dni później. - Życie lubi płatać mi figle - mówi z uśmiechem.
Szczęśliwe dzieciństwo spędził w niewielkim domku przy ul. Mireckiego. Był sprytnym i zdolnym chłopakiem. Przyszedł jednak 1 września 1939 roku. Pamięta strach w oczach matki i napiętą atmosferę na mieście. Dzień później, wcześnie rano, wraz z ojcem odwiedzili przyjaciela rzeźnika, który miał sklep po przeciwnej stronie ulicy. Nagle nadleciały niemieckie bombowce. - Wszyscy schowaliśmy się pod metalową ladą - wspomina mężczyzna. - Ciszę rozdarły wybuchy bomb.
Luftwaffe bombardowało Wilanów i tory kolejowe. Podczas następnych nalotów ludzie uciekali do lasu, który rósł w dzielnicy do dzisiaj zwanej Bocian. - W powietrzu unosił się kwaśny zapach - mówi pan Mieczysław. - Ludzie myśleli, że Niemcy zrzucają gaz. Pamiętam, jak oddawaliśmy mocz na chusteczki i przykładaliśmy je do nosa. Ponoć miało to ochronić przed śmiertelnym gazem. Później dowiedzieliśmy się, że to był siarczek, który dostał się do powietrza po bombardowaniach zakładów chemicznych.
Szybko nadeszła niewola i rządy niemieckie. Pan Mieczysław skończył szkołę podstawową i trafił do szkoły handlowej, która mieściła się przy pl. Kościuszki. To były niełatwe i niespokojne czasy. Z miasta wciąż wywożono ludzi. Trafiali jako przymusowi pracownicy do zakładów pracy i niemieckich rolników.
Wraz z początkiem 1944 roku wojska radzieckie przekroczyły granice Polski (z 1939 roku), uwolniono również Leningrad z 900-dniowej blokady. Wojska hitlerowskie były już w odwrocie.
W lutym 1944 r. próg szkoły handlowej w Tomaszowie przekroczyli niemieccy żandarmi wraz z oficerem. Byli z nimi też polscy policjanci. Oficer kazał dyrektorowi placówki wskazać uczniów, którzy najgorzej się uczą. - Niemiec powiedział do wszystkich: „Żołnierz niemiecki ciężko walczy, a wam nie chce się uczyć?” - wspomina pan Mieczysław. - Później dodał, że część z nas zostanie wywieziona do pracy. Byliśmy przerażeni.
W szkole zrobiło się zamieszanie. Pan Mieczysław wraz z dwom kolegami został zamknięty w jednym z pomieszczeń przy sekretariacie. Jeden z chłopców miał przy sobie nóż. Dzięki niemu udało im się otworzyć zamek w drzwiach. Zaczęli uciekać. Chciał zatrzymać ich polski policjant, ale niemiecki żandarm ich przepuścił. Niespełna 17-letni Mieczysław dobiegł do domu. Przerażona matka postanowiła prosić o pomoc zaprzyjaźnioną sąsiadkę, Niemkę. Ta postanowiła ukrywać chłopaka na strychu. Jej syn, który pracował jako niemiecki żandarm, kazał Mieczysławowi cały dzień siedzieć w ukryciu. Mógł chodzić po mieszkaniu jedynie w nocy. Na początku maja matka Mieczysława poszła do dyrektora szkoły i zapytała, czy skończyły się łapanki, bo syn chce wrócić do szkoły. Potwierdził. Mieczysław się ucieszył. Na drugi dzień niósł już pod pachą tornister. Szedł ul. Mireckiego. W pewnym momencie zauważył przed sobą dwóch mężczyzn. Jeden z nich powiedział „Halt!”, w tym samym momencie od tyłu podjechał samochód. Chłopaka wrzucili do wnętrza i wywieźli do więzienia przy ul. św. Antoniego (budynek po Herbapolu). Trzymali go około tygodnia. Później wraz z innymi więźniami został przewieziony na dworzec kolejowy i wsadzony do wagonu. Ruszyli w nieznane. Po drodze widzieli zniszczone torowiska i porozrywane pociągi. Później wjechali do Warszawy. Była zrujnowana. Ruszyli dalej na wschód. Mijali miejscowości Lida, Mołodeczno, Baranowicze. Gdzie dotarli ostatecznie, nie wiedzieli. Już wtedy Mieczysław trafił do grupy starszych tomaszowian. Wspierali się nawzajem. Kopali okopy na froncie. W nocy obserwowali, jak nad nimi strzelają do siebie Niemcy i Rosjanie. Czasami mogli napisać kilka słów do rodziny.
Następnie wywieziono ich w okolice Wilna. Tym razem pan Mietek zajmował się wycinką drzew, pozyskane deski wywożone były na zachód. Pracował tam do września. (Ponoć tartak i zakłady funkcjonują do dzisiaj). Następnie pracowników wywieziono na tereny Prus, w grudniu trafili do Królewca, w styczniu w okolice Olsztyna. Nie mieli już możliwości wysyłania informacji do rodzin. Żyli w spartańskich warunkach, kazano im kopać okopy, ale przede wszystkim potężne rowy przeciwczołgowe. Któregoś dnia pracowali obok niemieckiego gospodarstwa. Jeden z głodnych Polaków pobiegł na pole i wyrwał buraka. Widział to wszystko gospodarz, który poskarżył się żandarmowi. Ten jednak powiedział, że jest wojna i strata jednego buraka jest mało ważna. Polacy jednak to zapamiętali. Rowów przeciwczołgowych nie kopano wyłącznie ręcznie. Najpierw wiercono w ziemi trzymetrowe dziury, później wkładano do środka materiał wybuchowy i wysadzano. Polacy wiercili otwory i wkładali trotyl do środka. Koło domu gospodarza wykonali więcej otworów i włożyli większą dawkę materiału wybuchowego. Gdy wysadzono ten odcinek, Niemcowi zdmuchnęło z budynku wszystkie dachówki.
Dalej kopano w kierunku morza. Na przełomie stycznia i lutego dotarli do Zalewu Wiślanego. Po lodzie dostali się na Mierzeję Wiślaną. Z drewna układali drogi dla wycofujących się Niemców. Ciężki sprzęt nie mógł przejechać przez zamarzniętą zatokę. Następnie przetransportowano ich na Półwysep Helski. Najprawdopodobniej 25 kwietnia trafili do Helu. Pełno było tam głębokich lejów po wybuchach. Bali się, że zbombardują ich Rosjanie. Każda osoba rano dostawała kostkę czegoś co przypominało kawę, a w południe kostkę obiadową. Gotowano je w słonej, morskiej wodzie. Zapanował głód. Dni przeciągały się w nieskończoność. Nie docierały do nich żadne informacje. Nie wiedzieli, że front już dawno się przewalił, że Rosjanie nie zdobywali Półwyspu Helskiego i że trwa ostatnia bitwa o Berlin. Piętnastego dnia, skrajnie wyczerpani, zauważyli, że nadlatują dwupłatowe kukuruźniki. Nie wiedzieli, do której strony należą. Pochowali się.
- Obserwowaliśmy jak lotnicy wychylają się za burty i wyrzucają na linię brzegową bomby - wspomina pan Mieczysław. - Później na morzu pojawiło się mnóstwo kutrów. Nie wiedzieliśmy co to za wojsko. Żołnierze wyszli na plaże, z hełmów pozdejmowali siatki maskujące. Zauważyliśmy czerwone gwiazdy. Zdobyli nasz prowizoryczny obóz bez żadnego strzału. Niemcy poddali się.
To był 10 maja 1945 roku. Wyzwolenie przyszło po zakończeniu wojny. Rosjanie widzieli, że Polacy są zagłodzeni. Powiedzieli, że przez trzy dni mogą bezkarnie penetrować poniemieckie magazyny. Ludzie rzucili się na jedzenie. Niektórzy nie wytrzymywali i umierali. Później nadpłynęły kolejne kutry. Na ląd wyszli żołnierze. - Nie mogliśmy uwierzyć, to było wojsko polskie - mówi pan Mieczysław. - Płakaliśmy jak dzieci. Wszyscy ich oblegaliśmy. Podrzucaliśmy do góry. Byliśmy szczęśliwi. Zarzucaliśmy ich pytaniami, jak wojna, czy Warszawa wolna, czy Łódź wolna, czy można już wracać do domów. Wojna się skończyła, choć dla nas trochę później, ale żyliśmy.
Niestety półwysep był przekopany, do Gdyni i Gdańska szli trzy, cztery dni. W końcu wsiedli do pociągu i wracali do domów. Od grudnia 1944 roku rodziny nie miały od nich żadnych wiadomości. W sumie tułaczka pana Mieczysława trwała rok. Rodzice byli pewni, że syn do domu nie wróci, że zginął. - Jechałem wtedy pierwszy i ostatni raz na gapę - mówi pan Mieczysław. - Oprócz prowiantu nie mieliśmy przy sobie nic. 17 lub 18 maja dojechaliśmy do Tomaszowa. Wszedłem do domu. Gdy matka mnie zobaczyła, to zemdlała. Z siostrą ją cuciliśmy. Zaczęliśmy nowe życie.

http://www.tomaszow-tit.pl/artykul,O_jeden_dzien_d%C5%82uzej___,3193.html

 

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum
ka1997 hobbit patrimonium herdtigersnacht mundotelenovelas